niespodzianka przez porazkę
Nie przypuszczałabym że wszystkie zmiany w moim życiu nastąpią w roku 2006r.Bo,że nastąpią to było wiadome już od dawna.Nieuniknionym było zakończenie a właściwie rozpoczęcie trwałych zmian w moim małżeństwie. Przechodziło ono zresztą rozmaite fazy w których najczęstszą była faza porażki i bólu.Być może jakiś tam wpływ miały słowa wypowiedziane nieświadomie przez kobietę od nauk przed małżeńskich,że następnym razem będą państwo wiedzieć"Jeśli wierzyć przesądom to i perły w uszach i na szyi nie pomogły ,a także to ,że na miejsce wesela dojechaliśmy osobno.Brzmi to w tej chwili dość humorystycznie jednak większość mojego związku to próby umocnienia go i walka o jego przetrwanie zakończona przeważnie porażką.Po próbach walki nastąpił brak walki. Po kolejnej chwilowej separacji i po stwierdzeniu że to jednak nie ma sensu zdarzył się cud.Wiem CUD brzmi górnolotnie jednak dla mnie cudem było o czym nie wiedziałam ale zaczęłam się przekonywać i nadal przekonuje.Mam nadzieje,że umrę również z poczuciem iż był to cud.Pomijam oczywiście ,że mam wielką nadzieję, że jeszcze długo nie umrę. Nie ma sensu na obwinianie sie,nie o to mi chodzi.Pragnę to po prostu zrozumieć.Tym TO jest życie. 11 lipiec 06r.wchodzę na czat do pokoju samotni
-fajny masz nick.dlaczego porto?
-bo lubię wino;)?